Lizbona

 

Lizbona

Czasami jest tak, że trzeba wyjechać daleko, żeby poczuć i zrozumieć siebie. Takie to czasy, w których trudno nam się spotkać samym z sobą. Nie słuchamy tego co podpowiada serce, nie dajemy usłyszeć się myślom. Nie widzimy sygnałów, które wysyła ciało. W przeokropnym pędzie żyjemy mechanicznie i bardzo cieleśnie nie zwracając uwagi na siebie i swoją duszę. 

Czasami jest tak, że trzeba wylać z siebie morze łez, żeby spojrzeć na wszystko inaczej. W ciszy, spokoju, przez okno, wgłąb duszy, która jest z nami od zawsze.

I na to wszystko pozwoliła mi Lizbona. Na śmiech i cudowną radość, na spokój, wyciszenie, na złość, żal i na łzy, a nawet morze łez. 

Okazuje się, że 4 dni mogą poukładać myśli i emocje w całość. Mogą też bardzo splątać włosy pachnące wiatrem, mogą zwalić z nóg, zmoczyć deszczem ulubiony płaszcz i ciało i mogą posypać poliki piegami. 

Przez 4 dni doświadczyłyśmy słońca, wiatru, burzy, deszczu i na koniec pięknej tęczy na lizbońskim niebie. Może dzięki temu, że jestem wyjątkowym nadwrażliwcem, ten wyjazd ułożył mi się całość. Był kompletny od początku do końca i tak chcę Wam go przedstawić.

Dajcie się wchłonąć miejscu. Pozwólcie by zawładnęła Wami chwila. Odpuście i posłuchajcie siebie. 

 
*
*

*

W Lizbonie byłam z moją Siostrą Ewcią. To Ona zaplanowała ten wyjazd. Ewcia, dziękuję :*

Nie mogłyśmy doczekać się Lizbony. Zbierałyśmy informacje, notowałyśmy polecenia, kupiłam dwa przewodniki. 

Cieszę się, że miałyśmy plan. Jeszcze bardziej cieszę się, że skorzystałyśmy z różnych poleceń. Ale najbardziej cieszę się, że odpuściłyśmy i na luzie chłonęłyśmy to, co Lizbona miała nam do pokazania.

Totalnym fartem udało nam się zarezerwować apratament w Alfamie. Alfama to piękna stara dzielnica. Skradła moje serce i w zasadzie nic więcej nie robiło już na mnie wrażenie. Być może głos pewnej śpiewaczki, który usłyszałam pierwszego dnia zaczarował mnie bardzo. Być może spokój, cisza, kręte uliczki i wszechobecna starość powaliły mnie na kolana. Nie wiem. Wiem, że Alfama zostanie w moim sercu na zawsze. Widok z okna w kuchni miałyśmy czarodziejski. Widok na wodę, dachy i powolne życie witał nas i żegnał i każdego dnia. Nasze mieszkanie miało niewiele metrów. Za 4 doby zapłaciłyśmy ok 1200 zł. W mini salonie była rozkładana kanapa, w sypialni było duże łóżko dla dwójki dorosłych, a może nawet i dziecka. Kontakt tu:

Lisbon Village Apartment – 1145 zł (253 euro) 4 noce 

http://www.lisbonvillage.pt/?fbclid=IwAR2zODEl0j0f4suWgQNOA_0EX-HzPe10cM4pFJ85uVpXolufS0Gr4-FamXg

 

 Polecamy: 

 

Dosłownie obok mieszkania miałyśmy mini knajpkę – Lisboa Tu & Eu, która serwuje boskiego kalmara, pyszne krewetki i kapitalne smażone sardynki.  

*kalmary -oliwa, cytryna, natka, kolendra, czosnek

*grillowane krewetki

*smażone sardynki

*chleb

*oliwki

*woda, cola

rachunek za nas dwie: 30 euro

https://www.facebook.com/pages/Lisboa-Tu-Eu/1036181539754384

 

 Rano chodziłyśmy na kawę i ciasteczko (pasteis de nata), a później tam, gdzie nas oczy wiodły. Pod domem miałyśmy również ulubione miejsce na ciasteczko i kawę. (dwie kawy espresso i dwa ciastka – 3 euro)

 

 Pierwszego dnia powędrowałyśmy na pieszo do Kawiarni, którą poleciła Małgosia Minta „Hello Kris”. Między starymi budynkami, wzdłuż ulicy brukiem wyłożonej, znalazłyśmy kawiarnię, która serwuje najlepszą kawę i pyszne kanapki. To kawiarnia podobno do warszawskiego STOR a itp. Jest nowoczesna, minimalistyczna i piękna. Jest kompletnie inna niż wszystko co w Alfamie i to jest najbardziej zaskakujące. Wypiłyśmy dwie pyszne kawy i zjadłyśmy kanapkę z chrupiącego chleba. Na chlebie był malinowy pomidor, maślane awokado, były pistacje i był różowy pieprz. Rachunek to 8 euro.

https://www.facebook.com/pages/Hello-Kristof/1644219355892467

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Kolejnym punktem jedzeniowym, który odwiedziłyśmy był Targ – Mercado da Ribeira . Targ działa od 1892 roku. Od 2014 roku w jednej z dwóch hal działa Time Out Market – miejsce z kilkudziesięcioma punktami gastronomicznymi. To wielka hala, która jest w stanie pomieścić ponad 500 osób. Zjecie tam pyszne jedzenie, wypijecie wino, kupicie pamiątki, skosztujecie ciastek.

https://www.facebook.com/TimeOutMarketLisboa/

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Na kolację wybrałyśmy się do Cevicherii (Małgosiu, dziękuję za polecenie :). Cevicheria to boskie miejsce, która obłaskawia fine dining. Przystojny Chef Kiko ( https://www.chefkiko.com ) króluje w kuchni, a arcy wyluzowanie Chefowie goszczą spragnionych lizbońskich smaków turystów. Z niecałe 50 euro zjecie menu degustacyjne, które na długo zostanie w Waszej pamięci. Jednak najbardziej w głowie zostaje to, że elegancka kuchnia może być bez kija w pupie. Okazuje się, że nawet jeśli na ręcznie robionych, złotem malowanych talerzach rozgościły się najbardziej wymyślne połączenia, to można czuć się na luzie, chłonąć atmosferę, muzykę i całą resztę. To dla mnie kontrast pożądany i idealny. Lubię to czuć – to jak elegancka, londyńska nonszalancja i klasa połączona z największym bałaganem w głowie. Kocham ten stan. A Wy zapiszcie sobie adres CEVICHERII. I Uwaga, może być kolejka wieczorem, a rezerwacji tam nie przyjmują. Można wybrać się na lunch, a można też zaczekać na stolik i przez okienko przyjmować pyszne drinki :)

https://pl-pl.facebook.com/ACevicheriaChefKiko

 

 
 

Miss Can: jeśli po sardynki i inne ryby z puszki (czy do zjedzenia czy na prezent), to tylko tu! http://www.miss-can.com/en/

Lizbona jest tania. Jest taniej niż w Warszawie. Doskonałe espresso kosztuje 0,6 euro. Jedzenie jest świeże, proste i dobre i naprawdę nie kosztuje dużo. Za 20 euro spokojnie kupcie dobry obiad dla dwóch osób. Najwięcej na jedzenie wydałyśmy w Cevicherii, a przecież 50 euro za doskonałe menu degustacyjne w tak fajnym miejscu to nie dużo. Pamiątki można kupić piękne i oryginalne. Kupiłyśmy z Ewą cudowne, ręcznie robione naszyjniki, kapitalną ceramikę i piękne różane kremy w drogerii Benamor, która kręci kremy od 1925 roku (https://benamor1925.com)

 

Odwiedziłyśmy też Museu Colecao Berardo. Byłam spragniona spokoju i marzyłam by odwiedzić kolejne miejsce z pracami Picassa. I tak się stało. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie „suknia ślubna”, sami spójrzcie…

http://www.museuberardo.pt


 

 

 

 

 

 

 

Radę na Lizbonę mam taką. Spiszcie sobie miejsca, które chcecie zobaczyć. Odpowiedzcie sobie na pytanie czy kręcą Was klasztory, kościoły i zamki. Czy może wolicie poprzyglądać się kobietom pięknie uczesanym robiącym zakupy czy wieszającym pranie. Można zobaczyć wszystko co piękne, ale można tez po prostu poczuć to miasto. Pogadać z rzeźnikiem czy podglądać piekielnie przystojnego pana, który wykłada formy do ciasteczek ciastem francuskim. Chłońcie to miasto bez spiny <3

 
 Bardzo dużo cennych informacji o Lizbonie przeczytacie TU: https://duze-podroze.pl/co-zobaczyc-w-lizbonie/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.