Brak produktów w koszyku
Izrael – Jerozolima i Tel Aviv
Izrael – Jerozolima i Tel Aviv
Ziemia i powietrze w Jerozolimie mają kolor hummusu. Serio. Wszystko spowite jest w złotych beżach. I jest piękne.
Tel Aviv zapamiętam jako miasto wielce otwarte na ludzi, tętniące życiem, zapraszające do siebie. Do końca życia zapamiętam używaną, bursztynową kieckę powiewającą na wieszaku na pchlim targu i miejsce z najlepszym street foodowym jedzeniem, które tam jadłam (polecił mi Mateusz Suchecki). Do Tel Avivu wrócę więc chętnie, a tymczasem opowiem Wam o Jerozolimie, która zrobiła na mnie przeogromne, duchowe wrażenie, i do której chciałabym wracać co jakiś czas.
Do Izraela wybraliśmy sięw październiku wraz z naszymi przyjaciółmi. Podróżowaliśmy w 6 osób dorosłych i z dwójką dzieci (13, 15 lat) – podróż rozpoczęliśmy 5 października.
Bałam się trochę tej podróży, a to wszystko przez moją wyobraźnię obrazkową, opowieści o ludziach z karabinami, żołnierzach na ulicach, nieprzychylnych ludzi i jeszcze gorszych celników. Czułam pewien niepokój, ale tylko dlatego, że bardzo uważałam na to, by niczyich uczuć nie obrazić. A o to wcale nie trudno.
Ale od początku.
Naszą podróż zaplanowała Ewa, doskonała organizatorka podróży!
Przez 3 dni byliśmy w Jerozolimie, czwarty dzień (wieczór, noc i kawałek dnia) mieliśmy na Tel Aviv. O Tel Avivie pisać więc nie będę, bo nie zwiedziłam go prawie wcale. Tel Aviv zapamiętam jako miasto wielce otwarte na ludzi, tętniące życiem, zapraszające do siebie.
*1 dzień
Nasza podróż zaczęła się 5 października. Samolot mieliśmy o 5 rano z Lublina. Z warszawy wyruszyliśmy 30 minut po północy i do Lublina dotarliśmy o 3 rano.
Bilet kosztował 330 zł dla 1 osoby w dwie strony.
Z Lublina wyruszyliśmy o 5 rano, w Tel Avivie byliśmy o 9:30. Lot trwał 3 godziny i 10 minut. Dolecieliśmy szybko i sprawnie, przejście przez bramki było również sprawne, lecz nie obyło się bez wielu pytań (o datę urodzin mamy (choć mama z nami nie podróżowała) , miejsce urodzenia syna, o hotel, cel podróży itp.).
Z Tel Avivu chcieliśmy dostać się do Jerozolimy gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel. Wybraliśmy busa – czysty, schludny, dowiózł nas pod sam hotel – koszt 20 dolarów od osoby (lub 60 szekli).
Nocowaliśmy w hotelu –Koresch Hotel
Po rozpakowaniu walizek wybraliśmy się na Stare Miasto. Jerozolimski kebab kosztował 30 szekli, pita z falafelami – 20 szekli (czyli odpowiednio 30 i 20 zł)
Jak się okazało, trafiliśmy na wspaniałe Święto – Święto Szałasów ( trwało od 4 do 11.10.). To Święto ludzi wierzących (Sukot). Ludzie wierzący budują wtedy szałasy (nawet na balkonach) i powinni w nich jeśli nie mieszkać to choć spożywać posiłki. Wszystko po to by okazać Bogu miłosierdzie.
Już pierwszego dnia, w Jerozolimie, umówiliśmy się ze wspaniałym Przewodnikiem, który oprowadził nas po najpiękniejszych miejscach Jerozolimy opowiadając równocześnie niesamowite historie.
Przewodnik pokazał nam:
*Jaffę
*ortodoksyjną dzielnicę Żydów
*ulicę Proroków
*katedrę etiopską
*dziedziniec ruski
*Stare Miasto
*Jarmark Szuk
*Bazylikę grobu świętego
*via dolorosa
*Golgotę
*Stacje drogi krzyżowej
*Ścianę Płaczu
*Dachy, którymi niegdyś można było przejść całe miasto
Moje odczucia po tym dniu kipią we mnie do dziś. Prawdopodobnie gdybym na sucho przeczytała co i jak zwiedziliśmy, nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia. Opowiem więc Wam teraz jak się czułam.
W skąpanej słońcem Jerozolimie była absolutna cisza i gorące ulice. Złote słońce rozświetliło nam drogę do Starego Miasta. Na absolutnie każdym rogu miasta spotykaliśmy odświętnie ubranych Żydów z pejsami, w sukniach i futrzanych czapach, z którymi ani na moment nie można było uchwycić kontaktu wzrokowego. Jak się później okazało, Oni nie patrzą na obce kobiety, bo nie chcą mieć grzechu. A kiedy niechcący spojrzą i kobieta będzie atrakcyjna, mogą się zwyczajnie wkurzyć. Nie warto więc ich kusić, warto za to otulić się szalem i nie wychylać.
Byłam oszołomiona tymi ludźmi. Mężczyznami, którzy opiekowali się gromadką dzieci, kobietami ubranymi tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Były blade z lekko różowymi policzkach, w sukienkach, o jakich marzę, pięknych butach. Były odświętne, eleganckie i odjechane. Nie byłam w stanie przestać robić im zdjęć.
W tych dniach do Jerozolimy zjeżdżają się Żydzi z całego świata. Miałam więc okazję obserwować ludzi różnych, których łączyła wiara i jak na zawołanie o 18 wszyscy szli w jednym kierunku, z Torą w dłoni – pod Ścianę Płaczu.
Być może to wszystko zrobiło na mnie tak ogromne wrażenie, bo żyjemy w czasach przepychu, gdzie dla dzieci, dziewczynek i kobiet jest wszytsko – od sukienek z cekinami po szminki, malowidła i torebki z frędzlami. Tam był niewymuszony spokój w tych ludziach, wszystko ze sobą grało – harmonia koloru i uczuć pokazała nam jak bardzo wiara łączy ich wszystkich.
Idę o zakład, że czytając o stacjach drogi krzyżowej wyobrażacie sobie marsz i zatrzymywanie się przy każdej ze stacji. Jakie było moje zdziwienie, kiedy jedna ze stacji była tuż przy sklepiku, w którym kupiliśmy najpyszniejszy, swieżo wyciskany sok z granatów. Tak tam właśnie jest. Idziesz sobie idziesz i pach – stacja X, wszyscy ją dotykają, modlą się, piją sok z granatów i dalej odchodzą.
Ten ujarzmiony mistycyzm pochłonął mnie totalnie. W miejscu, gdzie zmartchwywstał Jezus byliśmy kilkanaście razy. Chodziliśmy tam za każdym razem kiedy szliśmy na spacer na Stare Miasto. Można być wierzącym lub nie wierzącym lub mało wierzącym, jednak jedno trzeba przyznać – to miejsce po prostu przyciąga ludzi – historią i energią. Mam taką teorię, że to najbardziej naenergetyzowane miejsce na świeci. Musi tak być, skoro tłumy, miliony ludzi idą do tego miejsca i wyrzucają z siebie wszystko. I raczej w miejscu tym ludzie nie mówią w myślach, do siebie czy do Boga jakiego pysznego falafela właśnie pochłonęli. Ludzie proszą, dziękują i błagają. Robią to wszystko z serca wyrzucającym tym samym z siebie ogromne pokłady energii. To naprawdę czuć. Po mimo bardzo wysokiej temperatury, miałam tam ciarki non stop. To piękne miejsce, gdzie każdy może pobyć sam ze sobą, pomyśleć o swoim życiu i o tym co dalej. Bardzo chciałabym tam zabrać moich Rodziców i Ewcię.
Stare Miasto można też zobaczyć z góry – wchodząc na dachy. To nimi można było niegdyś przejść miasto, to z ich wysokości można zerknąć na Złotą Jerozolimę, która jak nic ma kolor hummusu.
Ciekawa była opowieść naszego wspaniałego Przewodnika o Moezinach.
Moezin to ktoś nawołujący wszystkich do modlitwy. Każdy Moezin musiał być ślepy. Spędzając bowiem życie na dachach, Moezini widzieli wszystko co się dzieje – kochanków, awantury itp.
Dzień 2
Zjedliśmy śniadanie w hotelu, wypliśmy mrożoną kawę i dwa zimne napoje (10 szekli) i wyruszyliśmy tramwajem na Targ (bilet dla 1 osoby 6 szekli).
Jaffa Center to przeogromny, życiem tętniący targ, na którym tak samo łatwo się zgubić jak i foodowym wariatom zatracić. Półki uginają się tam od świeżych owoców, warzyw, słodyczy czy ryb. Pieniądze fruwają w powietrzu naprzemiennie z siatkami pełnymi jedzenia. Jest harmider, ale i piękna energia.
Tam zjedliśmy obiad (2 kanapki z mięsem, 1 kanapka z humusem 65 zł), tam też wypiliśmy doskonałe piwo – Blue Moon (34 zł za 420 ml).
Świeżo wyciskany sok z granatów kosztował 10 zł, lód mango 8 zł, 3 piwa w sklepie 30 zł. W sklepie również kupiliśmy produkty na wieczorną kolację – różne rodzaje past, humusów, gorącą pitę, oliwki, napoje – 140 zł dla 3 osób.
Dzień 3
Ewa zarezerwowała wspaniałego busa z jeszcze lepszym przewodnikiem, który przetargał nas jak szalony. A było to tak.
Fun Time – www.fun-time.co.il
+972 72 2222 0 44
70 dolarów od osoby zapłaciliśmy za wycieczkę, która program miała następujący:
Jerozolima – Masada
Masada – Jerycho
Jerycho – El Gandhi
El Gandhi – Morze Martwe
Dodatkowo wstępy kosztowały nas ok 100 szekli od osoby
O 7;50 wyruszyliśmy z Jerozolimy. Przystanek 1 był na Pustyni, gdzie poziom morza wynosi 00.
Przystanek 2 – rzeka Jordan, byliśmy świadkami kąpieli nago jedynie w szatach. Obserwowana kąpiel bardzo podobała się Panom (zdjęcia poniżej) J
Przystanek 3 – En Gedi Nature Reserve
Przystanek 4 – Masada
Przystanek 5 – Morze Martwe
O 16:30 dotarliśmy do Jerozolimy, skąd wyruszyliśmy do Tel Avivu.
W Tel Avivie spaliśmy w 1 dużym apartamencie (270 dolarów całość, 90 dolarów za rodzinę czyli 30 dolarów za osobę)
Z radością wstałam skoro świt. Widok z apartamentu mieliśmy piękny. Kiedy wszyscy jeszcze spali, sami z Karolem zeszliśmy na śniadanie – do restauracji Benedict.
Karo zjadł przeolbrzymie pancakes (40 szekli), a ja jajka po benedektyńsku (67 szekli). Kawa kosztowała 20 szekli i chcieliśmy zostać tam cały dzień!
Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Obiad zjedliśmy w miejscu, które polecał nam Mateusz Suchecki – Hummus Ful Masabacha
Menu:
*falafel in pita 19 szekli
falafel in half pita – 14 szekli
home made humus 23 szekle
Najlepsza na świecie – pita humusem, bakłażanami i ziemniakami + lemoniada – 29 szekli.
Sami widzicie więc, że miejscowe jedzenie jest w dość normalnych cenach.
Oczywiście są i ceny kosmiczne jak pizza, która kosztuje 100 zł czy alkohol w odstraszającej cenie. Trzeba sobie jednak odpowiedzieć na pytanie czy po to jedziemy do Izraela by jeść pizzę i pić alkohol?
Jeśli mamy ochotę na drinka czy piwo, musimy zaakceptować to, ze tamtejsza kultura jest inna. I za to płacimy.
Tak samo nie zdziwmy się, gdy ktoś nas obrazi czy opluje kiedy będziemy paradować z biustem na wierzchu w kusej kiecce. Nie tam takie numery. I nie jestem tym zdziwiona. Może ciut się bałam, lecz bardzo szanuję wszystko to, co tam poznałam.
Podoba mi się to jak wiara jednoczy tamtych ludzi. Podoba mi się ziemia w kolorze hummusu, podoba mi się nawoływanie do modlitw. Być może wszystko za sprawą ram i zasad, których trzeba przestrzegać, a których w naszych, europejskich, bardzo otwartych czasach brak.
Marzę by wrócić do Jerozolimy i chłonąć powietrze w kolorze hummusu. Marzę by wrócić do Tel Avivu po musztardową, używaną kieckę, której nie przeboleję do końca życia. Może ona tam na mnie czeka…
:)
Z całego serca dziękuję Ewie za organizację całej wyprawy. Ewa, Mario, Justyna, i Patryk – dziękujemy za super czas! <3
Dodaj komentarz